BARTOSZ KUREK GRZMI PRZED IGRZYSKAMI. MóWI O "KATASTROFIE" I "żENADZIE"

Bartosz Kurek po finale ubiegłorocznych mistrzostw Europy zaniepokoił kibiców swoimi słowami. Niespełna rok później przygotowuje się z reprezentacją Polski do igrzysk olimpijskich w Paryżu. Zanim dojdzie do walki o olimpijskie medale, kapitan polskiej kadry w ostrych słowach reaguje na decyzję MKOl-u, nazywając ją "katastrofą" i "żenadą". Blisko 36-letni atakujący zdradza też, czy jego przygoda z siatkówką ma datę końcową.

  • Bartosz Kurek to najbardziej doświadczony i utytułowany zawodnik w kadrze Nikoli Grbicia. Blisko 17 lat od kadrowego debiutu przyznaje, że na początku... bał się odezwać na forum drużyny
  • Kurek przyjechał na zgrupowanie, kończąc trwające cztery sezony występy w japońskim Wolf Dogs Nagoja. Kapitan polskiej kadry ostrzega włodarzy europejskich lig przed tym, do czego mogą doprowadzić zmiany w lidze japońskiej
  • Atakujący ostro krytykuje decyzję MKOl-u dotyczącą powołania 13. zawodnika na igrzyska w roli dżokera medycznego. — Katastrofa, żenada — grzmi siatkarz
  • Więcej ciekawych historii znajdziesz w Przeglądzie Sportowym Onet

Edyta Kowalczyk: "Mam nadzieję, że to nie był mój ostatni akord w tej reprezentacji i jeszcze będę mógł zagrać w tej koszulce" – powiedział pan we wrześniu zaraz po odebraniu złotego medalu mistrzostw Europy. Kontuzja wyeliminowała pana z gry w decydujących meczach tego turnieju, a później także z kwalifikacji olimpijskich. Dziś, gdy wraca pan do kadry w pełni sił, po rozegranym sezonie ligowym, tamta frustracja wynikająca z braku możliwości wsparcia drużyny na boisku przerodziła się w nieco inne emocje?

Bartosz Kurek (kapitan reprezentacji Polski): Cały czas myślę tak samo o tamtej sytuacji. Kiedy nie byłem w stanie wejść na boisko i pomóc chłopakom, to mimo zdobycia tego złota, nie odczuwałem wielkiego spełnienia czy euforii. Cieszyłem się, obserwując tak dobrze grający nasz zespół, ale indywidualnie czegoś mi brakowało w tym sukcesie. Tamte mistrzostwa Europy to kolejne doświadczenie, jakie dorzucam do swojego bagażu. Teraz piszemy wspólnie inną historię.

Teraz jest też zdecydowanie lepiej ze zdrowiem?

Wszystkie zabiegi, jakie mogłem przejść i zastrzyki, jakie mogłem przyjąć, już za mną. Liczę, że mój udział w tym sezonie reprezentacyjnym będzie większy niż przed rokiem. A kontuzje zawsze się zdarzają, choć to nie oznacza, że teraz będą mi cały czas towarzyszyć obawy, że coś się stanie. Nie mamy wpływu na takie sytuacje. Przy całym szacunku dla szachowych arcymistrzów, my w szachy nie gramy, siedząc przy stole, ale wykonujemy po kilkadziesiąt skoków, więc każdego dnia coś może się przytrafić.

Przyjechał pan na zgrupowanie do Spały po swoim ostatnim sezonie w japońskim Wolf Dogs Nagoja. Po czterech latach spędzonych w tym klubie, jakie są trzy rzeczy związane z Japonią, których będzie panu brakować?

W Japonii zwraca uwagę szacunek do drugiego człowieka, wysokie zaufanie społeczne, co dotyczyło relacji w drużynie między mną a kolegami, ale też prezesami klubu. Trzecia rzecz? Może bardzo prozaiczna, ale będę tęsknić za tą czystością i schludnością w przestrzeni publicznej.

Była opcja, żeby przedłużył pan umowę w Japonii?

Klub podjął decyzję, że zatrudnia innego atakującego, a ja musiałem rozeznać się na rynku, zobaczyć, w którą stronę chcę zmierzać. Spędziłem w tym klubie cztery lata, ale dla mnie ważniejsze są rzeczy niemierzalne — to, ile ja dałem klubowi oraz ile on dał mnie. Ja czułem się znakomicie i mam nadzieję, że w Nagoi także czują, że dałem im absolutnie wszystko. Zdobyliśmy każde możliwe trofeum.

Choć ten ostatni sezon skończyliście poza podium, bo przegrywając w ćwierćfinale z Toray Arrows. Pisał pan w mediach społecznościowych, że "nie każda bajka ma swoje bajkowe zakończenie". Jak wyglądało pożegnanie z kolegami?

Mieliśmy wspólną kolację, było trochę emocjonalnie, choć może nie bardzo wesoło. Mam nadzieję, że będę tam dobrze wspominany, a jeśli przyjdzie mi wrócić do Japonii na wakacje, to mam się do kogo odezwać, bo zostawiłem tam paru dobrych kolegów.

Jak patrzy pan na zmiany, jakie od przyszłego sezonu czekają ligę japońską? Zwiększony limit obcokrajowców zatrudnianych przez kluby (z jednego do dwóch) wpłynie bardziej na samą ligę czy dynamikę na rynku transferowym?

Wszyscy, którzy zagrają w lidze japońskiej to wielkie nazwiska z absolutnego topu, więc podniosą poziom sportowy każdej drużyny, w jakiej się znajdą. Sama liga japońska oraz tamtejsza federacja siatkarska mają ogromny potencjał, więc szefowie rozgrywek w innych krajach już teraz mogą być bardzo zaniepokojeni. Mam nadzieję, że ten niepokój wywoła u nich mobilizację i chęć zmian. Jeśli włodarze PlusLigi czy Serie A prześpią kolejne lata, a Japończycy uznają, że to nie koniec ich ekspansji na światowym rynku transferowym, to za chwilę możemy być świadkami bardzo silnego przerzucenia zainteresowania rozgrywkami klubowymi właśnie do Azji.

Wróćmy do tematu kadry. Dziś przebywa pan na zgrupowaniu reprezentacji Polski w Spale, jako najbardziej doświadczony i utytułowany z obecnych kadrowiczów. Wraca pan jeszcze myślami do 2007 r. i swoich pierwszych kroków w narodowej drużynie?

Mieszkałem wtedy w pokoju z obecnym prezesem klubu z Nysy Robertem Pryglem i… dyrygowałem wszystkimi (śmiech). Oczywiście żartuję. Jeszcze przez kolejne dwa czy trzy lata nie zabrałem głosu na forum drużyny, ale myślę, że to normalne, gdy młody człowiek wchodzi do drużyny. Pamiętam mój pierwszy mecz – wygrana 3:1 z Argentyną w Dzień Dziecka. Ta droga już za mną. Teraz patrzę na kadrę z innej perspektywy. Zebraliśmy się tutaj w gronie dobrych znajomych po okresie przerwy. Czerpiemy mocno z tego, że możemy tutaj być razem.

Szykując się do igrzysk w Paryżu, myśli pan o doświadczeniach z Londynu, Rio de Janeiro i Tokio? Co one panu dały?

Od pewnego czasu staram się tak podchodzić do igrzysk, by jak najbardziej cieszyć się z udziału w nich. Bez wielkiej fiksacji, ale tak by po prostu czuć się swobodnie. Ja czuję się pod tym względem coraz lepiej i mam nadzieję, że moi koledzy, którym przyjdzie w igrzyskach debiutować, jak i ci, którzy już na nich byli, będą gotowi na to wszystko. Cieszę się, że tak wielu z nas, rywalizujących trzy lata temu w Tokio jest obecnych także w tym sezonie. To duże osiągnięcie.

MKOl wprowadził zmiany przed tegorocznymi igrzyskami i trenerzy będą mogli zabrać do Paryża trzynastego zawodnika, który wejdzie do składu w przypadku kontuzji któregoś z podstawowych graczy. To wciąż nie jest zmiana, jakiej oczekiwało środowisko, bo igrzyska są nadal jedynymi turniejem, w którym może rywalizować 12 graczy, a nie 14, jak we wszystkich innych rozgrywkach. Co pan o tym sądzi?

Katastrofa, żenada i nie wiem, jakich jeszcze słów miałbym użyć na temat tej zmiany, by nie dostać jakiejś kary. Uważam to za dużą słabość naszej dyscypliny, że nie jesteśmy w stanie wywrzeć odpowiedniego nacisku na MKOl. Problem powstaje dlatego, że o kwestii rozszerzenia składów przypominamy sobie dopiero w sezonie olimpijskim, a tutaj trzeba lobbować za tymi zmianami od pierwszego dnia po zakończeniu igrzysk.

Trener musi to wszystko odpowiednio rozegrać, ale dla dodatkowego zawodnika przebywanie poza wioską nie będzie niczym przyjemnym. Dodatkowo miałby obserwować cały turniej z boku, a na koniec nie dostać medalu, jeśli nie znalazłby się w składzie meczowym. Nie do końca widzę sens w tych zmianach.

Wyznacza pan sobie jakąś datę końcową, jeśli chodzi o zakończenie kariery?

Nie zakładam żadnej daty granicznej. W kadrze ten koniec nadejdzie pewnie szybciej, bo zawodnicy z zaplecza wskoczą do zespołu. W siatkówce klubowej jeszcze trochę pogram. Oby z sukcesami.

Dowiedz się jeszcze więcej. Sprawdź najnowsze newsy i bądź na bieżąco

2024-05-07T05:56:45Z dg43tfdfdgfd