POLSKA GWIAZDA POWRACA PO DWóCH LATACH. WIELE PRZESZłA W TYM CZASIE

Jeszcze trzy lata temu była czołową zawodniczką kadry siatkarek, a przez ostatnie dwa sezony nie wystąpiła w żadnym meczu o punkty. Malwina Smarzek stoi przed szansą wyjazdu na turnieje Ligi Narodów i wprost przyznaje, że myśli o olimpijskim występie. Do kadry Stefano Lavariniego wraca po okresie sportowych i prywatnych perturbacji związanych z występami w Rosji czy depresją, o której opowiedziała przed rokiem.

  • 28-letnia atakująca w tamtym sezonie wystąpiła jedynie w towarzyskiej rywalizacji z Turczynkami w Krośnie. Później uraz kolana wyeliminował ją z gry w długim i wyczerpującym sezonie reprezentacyjnym
  • Malwina Smarzek obserwowała rywalizację koleżanek z kadry i wskazuje, co zwróciło jej uwagę w grze zespołu. Przed igrzyskami ostrzega w ważnej kwestii
  • Atakująca zdradza, czy zgodziłaby się, gdyby selekcjoner kadry zaproponował jej grę na innej pozycji niż jej nominalna
  • Więcej ciekawych historii znajdziesz w Przeglądzie Sportowym Onet

Edyta Kowalczyk: Przez ostatnie dwa lata sporo wydarzyło się w pani życiu, także tym poza sportem. Było mierzenie się z gigantycznym hejtem za występy w lidze rosyjskiej po wybuchu wojny w Ukrainie, walka z depresją, wyjazd do ligi brazylijskiej. Jaka Malwina Smarzek wraca dziś do reprezentacji Polski?

Nie odkryję Ameryki, mówiąc, że czuję się dojrzalsza. Wciąż bywam wobec siebie krytyczna, ale cały czas staram się unikać tego, by wyniki sportowe definiowały mnie jako człowieka i wpływały na postrzeganie samej siebie. Jestem bardzo wdzięczna za wszystkie doświadczenia, jakie mnie spotkały. Dziś odczuwam duży spokój. Nie stresuję się tym, jak pójdzie mi w reprezentacji Polski. Mamy mądrego trenera, który potrafi poskładać cały czas zespół, a ja niezależnie od jego wizji, zaakceptuję swoją rolę w drużynie.

A jeśli trener Stefano Lavarini powie, że widzi panią w roli przyjmującej, a nie atakującej tak jak w klubie? Zgodzi się pani na zmianę pozycji?

Tak. To samo zadeklarowałam także w poprzednim sezonie. Jeśli trener uzna, że jest potrzeba, abym grała jako przyjmująca, to jestem gotowa, by pomóc zespołowi w tej roli. Wiadomo, że nie jest to dla mnie komfortowa sytuacja, bo nie czuję się na tej pozycji pewnie i z zamkniętymi oczami nie będę atakować z wysokiej piłki, co jest zupełnie normalne.

Na razie nie wiadomo jeszcze, w jakim wymiarze zagram w Lidze Narodów. Trener wie, że miałam niezły sezon ligowy i przede wszystkim jestem zdrowa.

Była pani zła, kiedy rok temu kontuzja kolana uniemożliwiła występy z kadrą?

Byłam zła na sytuację, ale nie na trenera. Idąc na rozmowę z nim, wiedziałam, czego się spodziewać. Było mi niezwykle trudno opuścić zgrupowanie, ale razem z trenerem ustaliliśmy, że widzimy się w tym sezonie. Później śledziłam uważnie mecze dziewczyn. Spotkanie z Włoszkami decydujące o awansie na igrzyska w Paryżu, oglądałam wraz z koleżankami z klubu z Casalmaggiore, gdzie wtedy przygotowywałam się do sezonu. Byłam jedyną, która mogła świętować.

Jaki obraz kadry, którą tak dobrze pani zna, został w głowie w po tym, co zobaczyła pani w tamtym sezonie?

Kiedy doszło do tej porażki w kwalifikacjach z Tajlandią, przypomniały mi się czasy pracy z trenerem Jackiem Nawrockim. Przegrana na pewien czas przekreśliła pozytywny obraz drużyny, a wszyscy zaczęli narzekać, że skoro dziewczyny przegrały, to już szanse na igrzyska zostały pogrzebane. Bardzo podbudowała mnie postawa drużyny, mimo tak wielu trudności. Zwłaszcza że np. sytuacja Asi Wołosz, która dostała mocno po tyłku od opinii, według mnie niesłusznie, nie była łatwa. Jednak dziewczyny odcięły się od wszystkich głosów z zewnątrz i wzorowo podniosły się po porażce z Tajlandią.

Myślę, że poziom sportowy, jaki dziewczyny zaprezentowały w kwalifikacjach, spokojnie wystarczyłby do zdobycia medalu olimpijskiego. Pod tym względem doganiamy światową czołówkę. Jeśli w czymś ona nas wyprzedza, jest to doświadczenie, które w takich turniejach, jak igrzyska jest kluczowe. Indywidualnie większość z nas, nawet jeśli nie grała nigdy w igrzyskach, to rywalizowała w spotkaniach wysokiej rang. Jednak doświadczenie poszczególnych dziewczyn, a zespołowe to dwie różne kwestie.

Myśli pani o wyjeździe na igrzyska?

Oczywiście. Moja decyzja o powrocie do Serie A w tym sezonie była podyktowana właśnie przygotowaniem do roku olimpijskiego. Jestem teraz z reprezentacją i niezależnie od decyzji trenera, będę mogła z czystym sumieniem przyznać, że zrobiłam wszystko, aby znaleźć się w olimpijskim składzie. Jeżeli poczuję, że nie jestem w pełni dyspozycji, pierwsza przyjdę do trenera, aby mu o tym powiedzieć. Przede wszystkim cieszę się, że wreszcie nasza żeńska kadra zakwalifikowała się do igrzysk.

W trakcie sezonu klubowego doskwierały pani jakieś problemy zdrowotne?

Miałam tydzień przerwy spowodowany zapaleniem ścięgna Achillesa. W trakcie treningu złamałam też palec podczas bloku, ale przez to nie trenowałam tylko dwa dni. Kolano, z którym miałam problem, nie dokuczało mi. Weszłam w trening z klubem delikatnie i mogłam normalnie pracować.

Sezon klubowy z Trasportipesanti Casalmaggiore pełen był zwrotów akcji – zaczęło się od odejścia trzech zawodniczek, a później nastąpiło zwolnienie trenera, gdy przez pierwsze dwa miesiące sezonu przegrywałyście mecz za meczem. Ostatecznie nie awansowałyście do play-off i zajęłyście 9. miejsce.

Nigdy wcześniej nie zdarzyła mi się podobna sytuacja, żeby trzy zawodniczki rozwiązały kontrakt. Nie chcę wchodzić w szczegóły powodów ich decyzji. Trudno było nam odrobić straty z początku sezonu, kiedy do grudnia wygrałyśmy tylko dwa mecze. Sytuacja była bardzo kiepska. W drugiej rundzie wygrywałyśmy już prawie wszystko. Może nie dałyśmy rady wygrać z zespołami z Conegliano czy Scandicci, ale pokonałyśmy nawet finalistki Ligi Mistrzyń, czyli drużynę z Mediolanu. Miałyśmy szansę zająć nawet 6. miejsce po rundzie zasadniczej, lecz po zwycięstwie nad Igor Gorgonzola Novara, niespodziewanie przegrałyśmy z zespołem z Rzymu, co zaważyło później na braku awansu do play-off.

Włochy to pani drugi dom. Wybór padł na Serie A także ze względu na to, żeby nie być tak daleko od bliskich, jak w dwóch poprzednich sezonach w Rosji i Brazylii?

Przede wszystkim chciałam sprawdzić się sportowo, bo Serie A nie wybacza gorszych momentów i szybko weryfikuje. We Włoszech czuję się super, znam dobrze ten kraj, ligę, język. Byłam bliżej domu, mogłam więcej czasu spędzić z rodzicami. Brak awansu do play-off "podarował" mi prawie trzy tygodnie wolnego więcej, które spędziłam w moim rodzinnym domu w Łasku. Po sezonie mogłam polecieć na Sycylię albo Sardynię lub pojechać w góry, ale potrzebowałam porobić najprostsze domowe czynności.

Jak pani wykorzystała ten czas?

Mogłam wybrać się z rodzicami na wycieczkę, umówić się do kosmetyczki, zrobić zakupy w drogerii albo zjeść hot-doga z Żabki (śmiech). Doceniłam to, że w Polsce są całodobowo otwarte stacje benzynowe z obsługą i nie trzeba wjeżdżać na autostradę, żeby takowe znaleźć. Pewnie ktoś, kto będzie to czytał, powie: "Co ona wygaduje? Jak można cieszyć się czymś takim?". A mnie naprawdę więcej nie było potrzeba niż takiej zwykłej codzienności.

Zostaje pani we Włoszech na kolejny sezon?

Tak. Bardzo liczyłam, że dostanę propozycję i tak się stało. Kontrakt podpisałam dość wcześnie, ale na razie nie mogę zdradzić, o jaki klub chodzi.

Dowiedz się jeszcze więcej. Sprawdź najnowsze newsy i bądź na bieżąco

2024-05-08T06:00:53Z dg43tfdfdgfd