POTężNE GROMY POD ADRESEM SZYMONA MARCINIAKA. TA BURZA SZYBKO NIE MINIE

Szymon Marciniak sędziował mecz Real Madryt — Bayern Monachium perfekcyjnie. W swoich poczynaniach był tak skrupulatny, że z rzadko spotykanym pietyzmem doliczył adekwatną liczbę minut. Jak się okazało, na swoją zgubę. W samej końcówce popełnił bowiem błąd, który będzie wypominany mu jeszcze długo. Zwłaszcza w stolicy Bawarii, gdzie za nieco ponad miesiąc Marciniak znów znajdzie się na oczach całego świata. Sporna sytuacja nie oznacza zarazem, że polski arbiter wypaczył wynik tego meczu. I to nie ona zaważy o braku nominacji na finał Ligi Mistrzów.

Zanim szerzej o naszym rodaku, nie sposób przejść do porządku dziennego nad kolejną "remontadą" Realu Madryt. Jeszcze na trzy minuty przed końcem podstawowego czasu gry Królewscy byli poza Ligą Mistrzów. Po bramce Alphonso Daviesa przegrywali 0:1 (w pierwszym meczu było 2:2), ale nie bez kozery mówi się, że "90 minut na Bernabeu to bardzo długo".

Podopieczni Carlo Ancelottiego po raz n-ty pokazali niebywałą determinację i w samej końcówce przechylili szalę awansu na swoją korzyść. A kibice Bayernu po ćwierćwieczu zaliczyli przykrą powtórkę z rozrywki. W finale Ligi Mistrzów w 1999 r. Bawarczycy przegrali w Barcelonie z Manchesterem United 1:2, tracąc dwa gole w jeszcze bardziej dramatycznych okolicznościach.

Przeżyjmy to jeszcze raz...

Szymon Marciniak wzbudził zainteresowanie już przed meczem

Tak jak można było się spodziewać, że Real nie odpuści pogoni za rywalem, tak można było być spokojnym o postawę Szymona Marciniaka. Choć o podejrzliwą aurę wokół niego jeszcze przed pierwszym gwizdkiem zadbali Hiszpanie.

Mieszkańcy Półwyspu Iberyjskiego nie są może aż tak przesądni jak Argentyńczycy, ale nie mogli przegapić okazji, by zwrócić uwagę na średni bilans Realu Madryt w meczach prowadzonych przez Marciniaka. Przed środowym starciem Królewscy rozegrali siedem takich meczów, z których wygrali tylko dwa (tyle samo remisów, jedna porażka więcej).

Estadio Santiago Bernabeu uciszone. Alphonso Davies daje prowadzenie Bayernowi:

Do akcji wkroczyli też domorośli detektywi. Przełączyli Wikipedię na wersję angielską lub polską i wyszperali, że jeszcze w czasach piłkarskich Marciniak terminował w VfB Annaberg-Buchholz z niemieckiej Regionalligi. I w takim Erzgebirge Aue był nawet na testach!

Do tego madrycka "Marca" uczuliła w żartobliwy sposób piłkarzy, by za bardzo nie protestowali w meczach Polaka, przypominając, że trenuje sztuki walki.

Przekaz był jasny: Real Madryt będzie miał z Marciniakiem tzw. ciężary.

Szymon Marciniak długo był w cieniu

Pewnie żaden z zawodników obu drużyn powyższego wpisu na platformie X nie widział, ale faktem jest, że aż do feralnej końcówki protesty piłkarzy można było policzyć na palcach jednej ręki. Marciniak miał tylko jedną okazję, by zastosować swój ulubiony manewr: zdecydowane obsztorcowanie gracza, który zbyt sugestywnie zgłasza swoje obiekcje.

Swój nieprzejednany charakter pokazał, gdy Ferland Mendy szturchnął Konrada Laimera, a sędzia liniowy Adam Kupsik nie był w stanie ich uspokoić. Marciniak od razu wpakował się między dwójkę zawodników i pożar szybko został ugaszony.

O tym, że innych spornych sytuacji długo nie było, niech świadczy fakt, że po pierwszą żółtą kartkę sięgnął dopiero w siódmej minucie doliczonego czasu gry drugiej połowy. Ukarany został Thomas Tuchel, który protestował po odgwizdaniu faulu na Nacho Fernandezie. Jeszcze nie wiedział, co czeka go za kilka minut...

Niemiec już wcześniej przeżywał huśtawkę emocji. Real szybko odpowiedział na trafienie Daviesa, ale okazało się, że gol został zdobyty nieprawidłowo. Nacho Fernandez zaatakował rękami twarz Joshuę Kimmicha i po konsultacji z systemem VAR Marciniak bramki nie uznał.

Potem Polak jeszcze raz korzystał wideoweryfikacji, która wykazała, że gol Joselu na 2:1 został strzelony zgodnie z przepisami. To był już dodatkowy czas gry, stało się więc jasne, że mecz przedłuży się o więcej niż dziewięć minut.

Real Madryt odwraca losy meczu z Bayernem Monachium:

Stanęło na dodatkowym kwadransie, choć doliczonego czasu powinno być jeszcze więcej. Wystarczyło, żeby w 13. dodatkowej minucie Marciniak powstrzymał się z gwizdkiem po szybkim podniesieniu chorągiewki przez Tomasza Listkiewicza. Czy był spalony, czy nie — akcję należało kontynuować, a później zweryfikować ją za pomocą VAR-u. Tymczasem arbiter główny przerwał grę jeszcze zanim piłka trafiła do Matthijsa de Ligta. Holender wpakował ją do siatki przy biernej postawie defensywy i bramkarza Realu.

Nikt nie może mieć oczywiście pewności, że Andrij Łunin skapitulowałby także bez gwizdka Marciniaka. Nie ma też wątpliwości, że ta sytuacja jeszcze długo będzie się ciągnęła za Polakiem. Twarz rozwścieczonego Thomasa Muellera jeszcze na długo utkwi w pamięci kibicom Bayernu.

Co dalej z Szymonem Marciniakiem?

Daleki jestem jednak od stawiania sądów, jakoby Marciniak tą decyzją znacząco nagrabił sobie w sędziowskich gremiach. Jeden czy drugi błąd nie sprawi, że jego notowania nagle drastycznie spadną. Wystarczy podać przykład sędziego Anthony'ego Taylora, który zeszłoroczny finał Ligi Europy sędziował na żenującym poziomie. Mimo to właśnie jego wymienia się w ścisłym gronie faworytów do prowadzenia finału Ligi Mistrzów.

Brytyjczykowi sprzyja fakt, że Real zagra z Borussią Dortmund w Londynie, a brak angielskiej drużyny w finale zdarza się bardzo rzadko. Więc kiedy miałby poprowadzić taki mecz, jeśli właśnie nie teraz, zwłaszcza że przymierza się do zakończenia kariery?

Gwizdka na kołku Marciniak jeszcze nie zamierza wieszać. Choć sędziował finały mistrzostw świata i Ligi Mistrzów, ma jeszcze kilka celów do spełnienia. Pierwszy z nich już za nieco ponad miesiąc. Polak jest faworytem do sędziowania meczu otwarcia Euro 2024. A że to spotkanie odbędzie się w Monachium, nabiera to tylko dodatkowego smaczku.

Dowiedz się jeszcze więcej. Sprawdź najnowsze newsy i bądź na bieżąco

2024-05-09T04:18:34Z dg43tfdfdgfd